Forum Pola Szeptu Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
"Wbrew prawom Klanu" by Marius

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pola Szeptu Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ventus
Prorok
Prorok



Dołączył: 11 Wrz 2006
Posty: 497
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kanada
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:37, 18 Lis 2007    Temat postu: "Wbrew prawom Klanu" by Marius

Ten tekst nie jest mój i zawiera pełno błędów gramatycznych i ortograficznych, ale umieszczam go na forum w wyrazie hołdu dla forum na którym zaczynałem. Teraz jest spaczone chaosem Sad

Był ciepły letni dzień, na nieboskłonie przewijały się jedynie pojedyncze chmurki. W pubie „harpia” były tylko cztery osoby, barman z nudów polerujący i tak już czysty blat, dwóch staruszków grających w szachy i jeden młodzieniec.
Chłopak ten był ubrany w granatowy płaszcz, wysokie buty zapinane na klamry, skórzane rękawiczki i biały lniany szalik owinięty wokół szyi, który wydawał się być kpiną z panującej pogody. Był on członkiem jednego z miejskich klanów, walczących o dominacją w mieście. Z powodu braku zaangażowania w to, co robi zwany był ponurakiem albo melancholikiem.
I właśnie w takim nastroju był teraz, siedział z założoną nogą na nogę i wpatrywał się w pusty kufel po piwie. Gdyby chciał mógłby kupić sobie nowy, ale nie chciał, nigdy nie chciał.
Siedział już tak od dłuższego czasu, przenosząc wzrok z kufla na okno, kiedy ktoś przechodził obok pubu. Za oknem pojawił się wysoki blondyn w białej bawełnianej koszulce, ortalionowych spodniach i żółtej pelerynie. Ponurak rozpoznał go od razu, był to Varius jeden z klanowiczy. Wszedł on do środka, rozejrzał się i podszedł do stolika znajomego.
-Te maruder! Zbieraj się, zebranie jest.- Powiedział blondyn do zapatrzonego kufel współklanowicza –Słyszałeś!- warkną nie widząc reakcji. W tej samej chwili noga Variusa uderzyła w krzesło powodując to, że maruder znalazł się na ziemi. Błyskawicznie ręka leżącego wyciągnęła spod palta Gloca i wycelowała w głowę stojącego nad nim agresora. Dwaj staruszkowie i barman z zapartym tchem czekali dalszego obrotu wydarzeń, w których bieg bali się ingerować. Jedynym niepodzielającym powagi sytuacji był sam nią zagrożony.
- Ty wiesz, że jeśli naciśniesz spust zemsta klanu cię nie ominie.- powiedział Varius spokojnie uśmiechając się złowieszczo. Młodzian w granatowym płaszczu podniósł się z podłogi, schował broń i wilczym wzrokiem mierzył rywala, który z kpiącym uśmiechem wskazywał mu drzwi.
Obaj członkowie klanu opuścili pub i schodzili w dół miasta jedną z licznych uliczek.
-Nie mogłeś tego zrobić.- rzekł Varius jakby podejmując niedokończoną rozmowę –Do tego trzeba mieć jaja. A ty z pewnością ich nie…- (Bach). Po sennych uliczkach rozniosło się echo wystrzału, z powstałej w plecach ubranego w żółtą pelerynę młodzieńca dziury trysnęła krew a on sam zwalił się na ziemie. Zza rogu wybiegł siwowłosy mężczyzna w popielatym płaszczu i zobaczył dwóch młodzieńców, jeden z nich leżał na ziemi w kałuży krwi a drugi stał nad nim z pistoletem w dłoni.
Ponurak przeniósł spojrzenie z zabitego na przerażonego staruszka, któremu przyszło być świadkiem zdarzenia i nagle w jego głowie odezwał się głos „…jeśli naciśniesz spust zemsta klanu cię nie ominie…”. Chłopak wycelował w starca –Zły czas, złe miejsce.- powiedział bardziej do siebie niż do niego i znów nacisną spust. (Bach) Stalowy pocisk bez problemu przeszedł przez tchawice i kręgi szyjne, dławiąc się własną krwią staruszek zaczął miotać się w przedśmiertelnych drgawkach.
Z rożnych stron zaczęły zbliżać się odgłosy kroków, ponurak nie mógł ryzykować kolejnych świadków, rozejrzał się wokół i zaczął uciekać. Wylądował w jakimś ogródku, nie zważając na rosnące tam warzywa, przeskoczył przez siatkę i znalazł się na jednej z wielu pobocznych uliczek. Nie miał zamiaru się zatrzymywać, zwłaszcza, że odgłosy zbliżających się ludzi, którzy usłyszeli strzały i biegli w tę stronę były coraz głośniejsze. Popędził wzdłuż dróżki, potykając się o kubeł na śmieci, przebiegł kilkadziesiąt metrów i gwałtownie skręcił w jej boczną odnogę. Przykucną za kontenerem na śmieci i podkulił nogi, z trudem starał się złapać oddech, ukrył twarz w dłoniach i starał się zebrać myśli. Bał się, bał się i wiedział, że boi się niedostatecznie, jeżeli ktoś wie o tym, że to on, jeżeli ktoś doniesie na niego, to nie skończy się to szybką śmiercią.
-Myśl…- mrukną sam do siebie uderzając się zaciśniętą pięścią w głowę –Znajdą cię, jeżeli znajdą dowody… ale jakie… co wskazuje że…- spojrzał na swoje palto i wyciągną spod niego Gloca – Brak naboi…- wysuną magazynek, drżącą ręką sięgną do kieszeni spodni i wyciągną z niej paczkę naboi, szarpną żeby ją otworzyć a ona rozdarła się, na ziemie posypały się naboje. Maruder drżącymi palcami podniósł dwa i włożył je w magazynek, następnie wsuną go w pistolet, a ten włożył pod ubranie. Spojrzał na leżące na ziemi naboje i podnosił je jeden po drugim, po czym wsadzał do rozdartego pudełka. Kiedy już pozbierał wszystkie, wsadził je w kieszeń spodni, chwycił brzeg kontenera i podniósł się. Chwiejnym krokiem ruszył w kierunku niewielkiego placyku z fontanną na środku. Gdy do niej doszedł schylił się i wsadził głowę pod wodę, otworzył oczy, na dnie kamiennej fontanny walały się jakieś patyczki, listki i coś srebrnego. Sięgną ręką po srebrny krążek, podniósł głowę i ręką odgarną włosy do tyłu, spojrzał na to co trzymał w ręce. Był to kapsel z jakiejś butelki, był srebrny bo ktoś zdrapał z niego farbę, co uniemożliwiało skojarzenie co mogła zawierać butelka z której pochodził. Maruder przysuną go bliżej do oczu i obrócił –Co to niby ma oznaczać?- spytał sam siebie, ale nie znajdując odpowiedzi cisną kapsel przed siebie i kiedy już miał zamiar odejść zrozumiał.
-Ten kapsel był czysty… nie to przecież… zaraz, zaraz… przecież ja jestem czysty… w oczach innych… jeżeli nie będę się dziwnie zachowywał, nikt nigdy mnie nie skojarzy… chyba, że już wiedzą.- nerwowo rozglądną się wokół, ale ujrzał tylko jakieś małe dziewczynki, które puszczały papierowe łódki z drugiej strony fontanny i starszą kobietę wieszającą pranie. Oddychał głęboko i cały czas nakazywał sobie spokój, w końcu zastanowił się nad tym gdzie by się teraz znajdował gdyby cała sytuacja nie miała miejsca. Nerwowo potarł mokrą głowę, starając się zmusić do intensywniejszego myślenia. Po kilku minutach, stwierdził że najprawdopodobniej znudziłoby mu się siedzenie w pubie i szedłby właśnie do siedziby klanu. Wstrząsnęły nim dreszcze, gdy pomyślał, że być może pcha się wilkowi w paszcze, ale to była jedyna pewna możliwość sprawdzenia czy pozostali wiedzą prawdę o tym, co zaszło. Nie pozostawił sobie wyboru, grać albo zginąć, poprawił szalik na szyi, zacisną pięści i sztywnym krokiem ruszył w kierunku południowej części miasta by na jej końcu znaleźć się w siedzibie klanu, jego klanu. Południowy kraniec miasta. Ta część kończyła się równą linią domów które jakby natrafiając na jakąś niewidzialną barierę przestały być budowane w tamtym kierunku. Dalej niósł się tak zwany „pas okopowy”. Pół kilometrowy pas ziemi obsadzony mnóstwem bunkrów, okopów i wieżyczek strażniczych. Prowadziła przez niego tylko jedna, szeroka, asfaltowa droga. Na końcu której wznosiła się główna siedziba klanu „Nierealnych”. Była to wielka dwu piętrowa willa, gdyby nie to że cała była z szarego betonu i bez jakichkolwiek zdobień, można by pomyśleć że należy do jakiegoś milionera. Lecz w rzeczywistości był to jeden wielki bunkier, ściany były dodatkowo wzmocnione w środku przez stalowe płyty, kuloodporne szyby, a także system podziemnych pomieszczeń i korytarzy. To tylko niektóre z zabezpieczeń które powodowały, że nikt nawet nigdy nie próbował jej zaatakować.
Maruder ruszył wzdłuż drogi, gdy nagle usłyszał za sobą pisk opon, obrócił się, zobaczył czerwone auto zbliżające się w wielką szybkością. Podniósł rękę w górę i wystawił kciuk, samochód nie zwolnił, śmigną obok niego a niesiony za nim pędem powietrza piach uderzył go w twarz. Warkną gniewnie i potarł oczy, zapowiadała się dalsza przechadzka, burkną coś, spluną i ruszył dalej.
Doszedł do budki przy której musiał się zarejestrować, obszedł stalową sztachetę z kolcami i drut kolczasty, blokujący przejazd niechcianym gościom. Strażnik przy bramie powitał go skinieniem głowy, nie racząc podnieść się z krzesła, wskazał lufą karabinu czytnik linii papilarnych, zamontowany na zewnętrznej części ściany. –Przecież wiem!- warkną i położył rękę na czytniku, monitor zamontowany w budce wyświetlił jego zdjęcie, dane i komunikat „tożsamość potwierdzona”. –Wchodzisz!- krzykną ktoś z budki. Maruder przeskakiwał po dwa stopnie schody, by po przejściu przez pancerne drzwi znaleźć się na głównym holu.
-Gdzie teraz?- spytał sam siebie rozglądając się na boki. Najlepszym sposobem dowiedzenia się, co nowego wydarzyło się w ciągu najbliższego czasu było przejście się do centrum nadzorującego. Wszedł po schodach na pierwsze piętro i skręcił w prawe skrzydło, na końcu korytarza znajdowały się białe drzwi z przezroczystymi szybami ze sztucznego tworzywa. Otworzył je i wszedł do dużej sali poprzegradzanej gipsowymi ściankami. Nie chciał pytać kogoś nieznanego, więc szedł powoli wzdłuż pomieszczenia przyglądając się twarzom siedzących przy komputerach ludzi. W końcu dojrzał znajomego informatyka, podszedł do niego i wyciągną rękę –Cześć Maksiu, co tam nowego słychać?- Rudy gość w szarej koszuli i wytartych dżinsach obrócił fotel w jego kierunku i uścisną mu dłoń. -A co chcesz wiedzieć?- spytał.
-Po prostu, co się w najbliższym czasie ciekawego wydarzyło.-
-Już się robi- Maksiu postukał palcami po klawiaturze i zaczął czytać -Dwie strzelaniny, kilka pobić, no i kropnęli jednego z naszych.-
Na te słowa serce zaczęło mu mocniej bić w piersi, ale postanowił zachować spokój, jakby od niechcenia spytał –A kto oberwał?-
-Hmm… gość się nazywał… Varius, zdaje się że był z twojej grupy, co nie?-
Serce w piersi Marudera mało nie wyskoczyło, żeby znajomy nie zobaczył jego reakcji, odwrócił głowę w inną stronę –Niby tak. Ale prawie go nie znałem. Wiadomo kto był za to odpowiedzialny?-
Informatyk pokręcił głową –Z początku myśleliśmy, że to normalny napad rabunkowy, ale nic mu nie zginęło. Dostał jeszcze jakiś cywil. Ale wyglądało to na przypadkowe starcie niż na zamierzoną rozwałkę.-
-Dzięki- Maruder ruszył szybkim krokiem do wyjścia. Nawet nie wiesz jak mi pomogłeś. Dziękował w myślach opatrzności za brak świadków. Szybko zbiegł po schodach na parter i skręcił w korytarz, po czym staną jak wryty. Wszyscy w korytarzu stali pod ścianą z jednej strony i patrzyli w jego kierunku. Odwrócił się do tyłu i zamarł. To był ON!
Korytarzem szło pięć osób, które przykuwały wzrok wszystkich wokół. Cztery z nich to ubrani w spodnie moro i bezrękawniki, jedni z najlepszych wojowników klanu. Byli członkowie elitarnych jednostek wojskowych. Istniała pogłoska, wcale nie fałszywa, że są w stanie zabić gołymi rękami każdego w czasie nie krótszym niż pięć sekund. Najlepsi z najlepszych stanowili ochronę człowieka, którego Maruder widział po raz trzeci w życiu. Przywódcę klanu „Nierealnych”, tego komu zawdzięczał on swoją teraźniejszą strukturę i tak doskonałe funkcjonowanie. Pomimo tego, że nie był nawet wśród założycieli, to właśnie on stanowił absolutną władze w klanie. Wyglądał zupełnie odmiennie niż zwykli klanowicze, ciemnoszary garnitur i spodnie, błyszczące od pasty buty, ciemne okulary i szyderczy uśmieszek, który prawie nigdy nie znikał z jego twarzy. Tacy jak on nazywali go po prostu „szefem” i nigdy nawet nie mieli okazji zapytać kogoś z jego otoczenia jak się naprawdę nazywa, zresztą nawet nigdy by nie śmieli. Grupa przeszła głównym holem do końca i skręciła w kierunku windy, skupiając na sobie uwagę wszystkich obecnych.
Powoli wszyscy zaczęli się rozchodzić do zajęć, od których się oderwali. Maruder jednak tak jak i wielu innych jeszcze przez jakiś czas wpatrywał się w głąb korytarza, w którym zniknęła grupa.
Wyszedł z budynku, schodząc po schodach spojrzał w niebo na ciągnące się przy widnokręgu chmury czerwone od słonecznej poświaty. Nie było jeszcze późno, ale upewniwszy się, że nic mu nie zagraża jego życiu stwierdził, że najlepiej będzie teraz odpocząć. Obrzydzeniem napawała go myśl o robieniu kolejnych kilometrów na piechotę. Spluną i rozejrzał się nerwowo w poszukiwaniu jakiegoś ratunku. Dostrzegł zbliżającą się do wyjazdu ciężarówka i szybko pobiegł w jej kierunku. Kiedy podbiegł do niej gość pilnujący bramy odsuną już drut kolczasty, a skrzynia biegów samochodu zazgrzytała. Wskoczył na stopień ułatwiający wchodzenie i uderzył pięścią dwukrotnie w drzwi.
-Podrzucisz mnie!- krzykną przez otwarte okno.
-Pewnie. Gdzie jedziesz?-
-Wiesz gdzie jest knajpa u Ala?-
-Wiem.-
-To w tym kierunku.-
-Prawie w tym, ale wsiadaj.-
Kiedy Maruder zatrzasną za sobą drzwi, poczuł oparcie fotela a silnik zwiększył obroty poczuł prawdziwą ulgę.
Po przejechaniu kilku kilometrów, samochód zjechał na pobocze i zatrzymał się przy pisku dawno nie wymienianych klocków hamulcowych. Maruder wyskoczył ze środka i zatrzasną za sobą drzwi.
-Stokrotne dzięki gdyby nie ty musiałbym iść na piechotę.-
-Drobiazg, dla mnie zrobiłbyś to samo.-
-Niestety nie, ja nie mam samochodu.-
W tym momencie obaj wybuchli śmiechem, koła ciężarówki znów poczęły toczyć się po drodze i po chwili auto zniknęło za zakrętem. Maruder przebieg przez ulice, a znalazłszy się po drugiej stronie przyjrzał się tablicy na jednym z bloków. Uśmiech zagościł znów na jego twarzy, znajdował się znacznie bliżej domu niż mu się wydawało. Parę uliczek dzieliło go od mieszkania, przyspieszył kroku, zaczął biec. Dobiegł na tyły dwu piętrowej szarej kamienicy, przy której zwolnił kroku, obszedł ją i wszedł do środka. Przeskakiwał po kilka schodków tak, że szybko znalazł się na drugim piętrze. Wyciągną spod płaszcza klucze, włożył je do zamka a ręką nacisną klamkę. Drzwi otworzyły się jeszcze zanim przekręcił kluczyk, schował go do płaszcza i po cichu wszedł ośrodka. Rozejrzał się po pomieszczeniu.

(w najbliższym czasie spróbuję poprawić tekst i zrobić zakończenie)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Seraphin
Arystokrata
Arystokrata



Dołączył: 01 Paź 2006
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: jestes , szmato !!??
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:25, 18 Lis 2007    Temat postu:

No to jest Designed By Marius czyli nasz wspolny kolega z innego forum ...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ventus
Prorok
Prorok



Dołączył: 11 Wrz 2006
Posty: 497
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kanada
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 14:48, 18 Lis 2007    Temat postu:

on także został spaczony jak cała organizacja Sad admin zapomniał hasła i nie może wywalić spamerów. smutne. (emo-time)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Seraphin
Arystokrata
Arystokrata



Dołączył: 01 Paź 2006
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: jestes , szmato !!??
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:06, 18 Lis 2007    Temat postu:

(Emo-Time) Niezle Niezle...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ventus
Prorok
Prorok



Dołączył: 11 Wrz 2006
Posty: 497
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kanada
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 15:52, 18 Lis 2007    Temat postu:

wiem Very Happy chcesz prawa autorskie? Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pola Szeptu Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1