Opowieść wigilijna

żałosny Błazen

Bóg, a raczej jego drógie ego czyli synek(zob. opowieść o mikołaju) szedł szczęśliwy przez swoją willę (całą wymalowaną w chmurki- taki miał kaprys). Już jutro są jego kolejne urodziny. Zaprosił cały klub świętych i kilku innych kolesi. Zapowiada się ostra impreza...

* * *

Wszyscy już przybyli. Był Mikołaj, Paweł, Piotr, Gabriel (Gabrysiem zwanym), Lucek (to zdrobnienie), batiuszka mroz i piaskowy dziadek (tak naprawdę to nazywał się Rysiu i chodziły słuchy o tym że występuje w niejakim "Klanie") i wielu wielu innych. Biba zaczęła się około 18 akurat gdy na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy. Pierwszym punktem programu był obiad- a właściwie kolacja. Były więc: karpie zasmażane z winem, zupa z wódką, śliwki w bliżej nie znanego pochodzenia alkocholem (danie to nazywano konspiracyjnie kompotem), no i oczywiście słynne ciasteczka z rumem...a tak właściwie to rum z ciastkami. Gdzieś po godzinie jedzenia wszyscy bawili się lepiej niż kiedykolwiek. Chłopakom z paczki się zaczeło nudzić więc zaczeli liczyć stosunek kobiet do mężczyzn. Wyszło im 1 do 3, a otrzymali to uśredniając poprzednie wyniki (2 do 9, 8 do 1, 1 do 23...). Po dłuższym czasie postanowili wyrównać ten stan dzwoniąc do "szwaczek". Zaczęło się robić naprawdę ciekawie. I głośno. Po dłuższym czasie przybyły jakieś pastuchy z pobliskiego lasu i zaczęły się skarżyć na hałas. Synek dał każdemu kopniaka w d*pę i zabawa zaczęła się od nowa. Wreszcie stało się to co stać się musiało. ALKOHOL SIĘ SKOŃCZYŁ!!! Większość gości przeżyła załamanie nerwowe. Ale na szczęście Lucek znalazł na to radę.
-Dziadku Mrozie, chodź tutaj.
-O szco cie chłodzi?- wymówił Mróz z ruskim akcentem
-Wszyscy wiemy że lubisz siedzieć na dworze w środku zimy akurat wtedy gdy jest najzimniej. Musisz mieć więc jakiś sposób aby się tam rozgrzać prawda?
-Yyy, no wiesz Lucyferku, jo tam tzymam zawsze w saniach kilka flaszeczek tego i owego...
-A na urodziny przyjechałeś saniami prawda?
Dziadkowi oczy pojaśniały.
-Racja, mądry z ciebie towarisz, już lecę po te chole*ne butelki.
Po dwóch minutach zabawa zaczęła się na nowo.
Po kolejnej godzinie powoli zaczeli wszyscy "padać". Synek nie wytrzymał i wybiegł na dwór i obrzygał choinkę. Dziadek Mroz zasnął pod stołem, Lucek będąc na ostrym "haju" przez przypadek użył swej mocy i sprowadził na ziemię ogromniastą kometę, która zmiotła połowę populacji. Jeszcze kilku balowało, i wtem Synek zauważył powracających rodziców....

Ciąg dalszy w następnym poście :)